Należy Pan do urzędników, którzy swoje stanowisko otrzymali już po Majdanie. Jak byłemu działaczowi społecznemu udało się dostać do władzy?
Stanowisko uzyskałem w wyniku konkursu, bez żadnych łapówek i rozmów telefonicznych. Zupełnie przypadkowo – nigdy nie marzyłem, żeby zostać szefem obwodowego departamentu sprawiedliwości. Po prostu wszedłem na stronę internetową Ministerstwa Sprawiedliwości i zobaczyłem ogłoszenie o konkursie. Moja rodzina mieszka we Lwowie, a przez ostatnie sześć lat, odkąd pracuję w stolicy, musiałem ciągle podróżować z Kijowa do Lwowa. Ogółem na to stanowisko zgłosiło się 24 kandydatów. Na rozmowie kwalifikacyjnej przedstawiłem komisji rekrutacyjnej w Ministerstwie swoją wizję zrestartowania systemu, a Minister (Pawło Petrenko – przyp. autora) powiedział mi wówczas: „bierz i restartuj”.
Fakt, że Ministerstwo Sprawiedliwości odważyło się na otwarty konkurs to znaczący krok naprzód. Nie chodzi tylko o mnie. Wielu szefów departamentów w innych obwodach Ukrainy zostało również mianowanych poprzez uczciwe, otwarte konkursy. Są to osoby, które wcześniej nie pracowały w systemie, więc to poważny wstrząs dla niego. Na przykład w Kirowohradzie departament objął były kierownik batalionu ochotniczego „Dniepr-1”, a w Równem były prawnik. Wygląda na to, że jest to wielki eksperyment, który ma pokazać na ile nowi ludzie mogą zmienić system i utrzymać go w dobrej kondycji.
Dla mnie to bardzo poważne wyzwanie. Chcę udowodnić i Ministrowi i społeczeństwu, że dam radę wykonać to, czego się podjąłem. Najprościej jest zrezygnować i opuścić ręce – zawsze można to jeszcze będzie zrobić. W rzeczywistości bowiem praca jest bardzo trudna. Mój dzień roboczy zaczyna się o ósmej rano i kończy o dziesiątej wieczorem. Robocze są nawet soboty. Za to niedziele są wolne. Mam córkę i jestem przekonany, że dziecko powinno mieć ojca.
Ale nie trzymam się kurczowo stanowiska. Jako dowód na to zostawiłem Ministrowi Sprawiedliwości wypowiedzenie bez wpisanej daty. W każdej chwili, jeśli tylko będzie uważał, że pracuję źle albo według starych standardów, może mnie zwolnić.
Nie boi się Pan, że może to być wykorzystane jako dźwignia wpływu na Pana?
Nie. Mam zaufanie do Ministra.
Jaka jest wysokość wynagrodzenia urzędnika w Pana randze? Czy zarobki w sektorze publicznym nie powinny być wyższe?
Wynagrodzenia w sektorze publicznym w ramach programów międzynarodowej pomocy technicznej są dość wysokie. Jako pracownik Trybunału Konstytucyjnego zarabiałem 12 tysięcy hrywien [około 500 USD], obecnie moja pensja wynosi 3700 UAH [około 160 dolarów]. Myślę, że państwo trochę niesprawiedliwie traktuje osobę, która rozporządza 1200 pracownikami i milionowymi rachunkami. Ratują mnie uzyskane wcześniej oszczędności oraz dochody z biura doradztwa prawnego, którego jestem współzałożycielem. Wystarcza, aby przeżyć. Nie mam żadnych wygórowanych żądań. Urzędnicy poprzedniego pokolenia korzystali ze zbyt drogich telefonów komórkowych, ja mam zwykłą Nokię. Zostawiłem co prawda transport służbowy, gdyż przy takiej pensji jeździć prywatnym samochodem jest zbyt drogo, ale za to zrezygnowałem z kierowców – sam mogę kierować samochodem.
Jak wyglądał Pana pierwszy dzień w departamencie? Od jakich reform rozpoczął Pan swoją pracę?
Pierwszy dzień to był dla mnie szok. Nie miałem żadnego doświadczenia w pracy w tak rozbudowanej strukturze, nie wiedziałem co robić ani jak. Stopniowo udało mi się dostosować.
Jestem przekonany, że największym problemem organów władzy, oprócz elementu korupcji, jest zamknięcie się przed zwykłymi ludźmi. Ministerstwo sądownictwa ma mieć format ministerstwa sprawiedliwości. To przecież obszar, z którym ludzie mają do czynienia na co dzień: rejestracja urodzenia, małżeństwa czy też zgonu, nieruchomości, usługi notarialne itd. Nasz system może być skuteczny i bliski ludziom tylko wtedy, gdy zmieni się podejście do obywatela. Chodzi o to, aby urzędnicy byli otwarci na dialog z ludźmi i naprawdę chcieli rozwiązywać ich problemy. Człowiek i jego prawa w każdej sytuacji powinny być na pierwszym miejscu. Od tego właśnie zacząłem.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem na nowym stanowisku, była likwidacja bramek ograniczających ruch na drugim piętrze departamentu. Już od miesiąca w moim biurze zamontowane są kamery – to druga sprawa. Przez cały czas nagranie jest dostępne na monitorach w korytarzu. Każdy zainteresowany może zobaczyć, czy zajmuje się szef w ciągu dnia pracy. Zrobiłem to za swoje własne pieniądze, nie za środki departamentu. Kosztowało mnie to prawie 10 tysięcy hrywien.
A poza tym niczego jeszcze nie „postawiłem” za swój pierwszy dzień w pracy, co bardzo wszystkich zaskoczyło, gdyż się okazało, że to pewna tradycja. Wiem, że odebrane to zostało bardzo negatywnie, aczkolwiek wprost nikt tego tutaj nie mówi.
Wiele uwagi poświęcam zmianie pracy departamentu. Jako pierwsi zapoczątkowaliśmy praktykę wydawania aktu urodzenia dziecka w szpitalach położniczych. Rodzice nie muszą już biegać za dokumentami, zbierać zaświadczeń itd. Rejestracji praw własności od teraz można będzie dokonać także w każdym dziale. Wydałem rozporządzenie o organizacji z okazji Dnia Prawnika (8 października) „Pucharu Sprawiedliwości” w piłce nożnej halowej – to jeszcze jeden niestandardowy krok. Zamierzam walczyć z „urzędniczymi brzuchami”. Tkwi w tym też pewien podtekst: odbijać można piłkę na boisku, ale nie petenta w biurze.
Moje działania są postrzegane różnie. Często napotykam na otwarty sabotaż: podejmuję decyzje, a one nie są wykonywane. Nie boję się jednak stosować środków dyscyplinarnych: w ciągu 4 miesięcy wypisałem 80 nagan. Głównie za sabotaż lub nienależne wykonanie obowiązków. Żadna nagana nie została anulowana przez sąd. Zmiany nie mogą być szybkie, ale one się odbywają. Dla systemu jestem dziwakiem. On mnie nie rozumie, wcześniej wszystko było inaczej. Ale dla zwykłych ludzi jestem takim urzędnikiem, jakiego oni chcą spotkać: prosty, zrozumiały i skuteczny.
Zaraz po objęciu stanowiska pokazał Pan dziennikarzom tajny gabinet swojego poprzednika. Nie dziwi, że podobne rzeczy są w Kijowie, ale we Lwowie…
Byłem w szoku, gdy po raz pierwszy to zobaczyłem. Otworzyłem zwykłe drzwi od szafy, a tam znalazłem wejście do małego gabinetu. Luksusowe sofy, zabytkowa szafa, szklanki do napojów alkoholowych, obok toaleta i prysznic. Ja nie potrzebuję takiego pokoju, dlatego wydałem polecenie aby przenieść meble do miejskiego Urzędu Stanu Cywilnego. Wejście zostało zamurowane, gabinet używam do pracy biurowej. Zostawiłem jedynie prysznic, przy obecnym tempie pracy jest to potrzebna i wygodna rzecz.
Podobny pokój „dla odpoczynku” był również u zastępcy szefa departamentu. Teraz pomieszczenie wykorzystuje się do rejestracji organizacji społecznych i partii politycznych.
Czy zmieniał Pan coś we własnym gabinecie?
W zasadzie nic, chociaż ten gabinet mi się nie podoba. Jest zbyt pompatyczny i za duży. Planuję urządzić w nim w przyszłości Muzeum Sprawiedliwości. Własnych rzeczy nie mam wiele: komputer – ten z biura oddałem innemu pracownikowi – laptop, książki, fotografię córki i drewniany trójząb, który kupiłem kiedyś na Zakarpaciu. Mam też ikony, które otrzymałem od duchownego podczas poświęcenia biura.
W ciągu czterech miesięcy zwolnił Pan 60 pracowników. W jaki sposób dokonywany jest wybór i jak system odbiera „czyszczenie”?
Zwalniam tych, którzy nie pracują lub nie wykonują przysięgi funkcjonariusza państwowego. Myślę, że jest to jedyna dopuszczalna praktyka. Zwolnienia dotyczą przede wszystkim stanowisk kierowniczych. Część osób przyjęła moją propozycję odejścia i przystała na wypowiedzenie za porozumieniem stron. Tych, którzy nie zgodzili się odejść dobrowolnie, zwolniłem za niewłaściwe predyspozycje do zajmowanego stanowiska. Niektórzy zaskarżają moje działania w sądzie – jest pięć takich przypadków – ale w żadnym nie przegrałem sprawy.
Uważam decyzję o utworzeniu społecznej komisji do spraw polityki kadrowej za bardzo ważną. W jej skład wchodzi 15 przedstawicieli organizacji pozarządowych. Staram się brać pod uwagę ich opinie – jeśli uważają jakiegoś urzędnika za niegodnego stanowiska, mogę podjąć decyzję o jego zwolnieniu. Obecnie pojawiły się dwa wnioski społecznej komisji. Jeden z nich dotyczy urzędniczki, której bezpośrednio podporządkowany jest mąż. Prawo tego zabrania, więc komisja zaleca, aby przenieść ją na inne stanowisko. Drugi wniosek dotyczy urzędnika wydziału egzekwowania wykonania orzeczeń sądowych. Jedna z jego decyzji dotyczyła rozbiórki namiotów podczas Rewolucji Godności na centralnym placu Lwowa. Ludzie mają zastrzeżenia do profesjonalizmu i postawy obywatelskiej tej osoby.
Na wolne stanowiska staramy się zatrudnić młodych urzędników. Departament ogłosił konkurs na ponad 50 stanowisk. Wcześniej, żeby zostać urzędnikiem trzeba było zapłacić 1000 dolarów łapówki lub umówić się na rozmowę telefoniczną z wpływową osobą – teraz wszystko jest maksymalnie proste i przejrzyste. Zainteresowana osoba składa dokumenty, zdaje egzamin oraz przechodzi rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli wszystko jest w porządku zostaje urzędnikiem.
Czy proponowano już Panu przyjęcie łapówki?
Już w pierwszym dniu pracy zaproponowano mi łapówkę za podpisanie rachunku na 200 tysięcy hrywien – chodziło o prace remontowe, które rzekomo zamawiali moi poprzednicy. Nic o nich jednak nie wiem. Gdy odmówiłem podpisania rachunku, zaproponowano mi 7% całości kwoty. Schemat nie zadziałał. Jestem gotowy zapłacić za te prace, gdy podwykonawca udowodni w sądzie, że naprawdę powinienem to zrobić.
Oferowano mi też mniejsze łapówki. Kobieta zaproponowała 100 hrywien za szybsze wydanie zaświadczenia – natychmiast zadzwoniłem do działu kadr i na policję. Postępowanie karne nie zostało wszczęte z powodu małej kwoty, ale fakt ten został zarejestrowany. Koszmar sytuacji tkwi w tym, że prości ludzie myślą iż bez łapówek nikt im nie pomoże. Zaświadczenie podpisałem jeszcze tego samego dnia, w obecności organów ścigania i bez przyjmowania pieniędzy.
Mówi Pan, że otwarcie urzędu na obywateli to priorytet. Jak to wygląda w praktyce?
Przede wszystkim staram się być jak najbliżej ludzi. Zawsze osobiście biorę udział w przesłuchaniach sądowych. Sędziowie nie zawsze to rozumieją, bo poprzedni szefowie nigdy tego nie robili. Jeśli wiem, że w określonej instytucji są kolejki, jadę tam osobiście, staram się znaleźć przyczyny i rozwiązania. Codziennie komunikuję się ze społeczeństwem za pośrednictwem strony internetowej oraz poprzez portal Facebook, który zaczęliśmy prowadzić.
Co jednak najważniejsze – zapoczątkowałem kampanię skarg, które pomogą skutecznie reformować system sprawiedliwości. We wszystkich powiatowych departamentach wisi plakat z numerem mojego telefonu komórkowego oraz stroną na Facebooku. Każdy kto ma skargi lub propozycje może bezpośrednio porozmawiać ze mną. Codziennie odbieram od 10 do 30 telefonów. Jeśli mam naradę, oddzwaniam. Jeśli rozmowy telefoniczne dotyczą konkretnych przypadków, staram się natychmiast reagować. Na przykład gdy ktoś informuje mnie, że urzędnika nie ma na miejscu pracy, natychmiast ustalam przyczynę jego nieobecności. Pojawiła się skarga, że już od trzech miesięcy nie wykonuje się decyzji o zaprzestaniu nielegalnej budowy. Pojechałem na miejsce, stworzyłem grupę wykonawczą i budowa została przerwana. Taka komunikacja jest efektywna. Ja nie boję się ludzi – chcę ich wysłuchać i staram się im pomóc.
Jaki odsetek nowych urzędników doszedł do władzy na Ukrainie już po rewolucji? W jaki sposób można zachęcać ludzi, aby szli do władzy?
W rzeczywistości odsetek nowych urzędników jest bardzo mały. Myślę, że jest ich nie więcej niż 10%. Młodzi specjaliści są gotowi iść do systemu państwowego i go zmieniać, ale w tym celu system powinien generować przejrzyste procedury konkursowe. Uważam, że w obecnej sytuacji państwo nie powinno dodatkowo motywować tych specjalistów – wystarczy tylko otworzyć przed nimi swoje drzwi. Ci ludzie muszą po prostu czuć chęć i siłę, aby realnie coś zmieniać.
Jak Pan widzi swoją przyszłą drogę zawodową?
Zawsze marzyłem o stworzeniu dużego centrum analitycznego – może kiedyś jeszcze wrócę do tego pomysłu i skorzystam ze swojego doświadczenia menedżerskiego oraz zawodowego. Póki co mam jeszcze wiele do zrobienia na bieżącym stanowisku.
Rozmawiała Myrosława Iwanyk
Tłumaczenie: Nataliia Sokolova
Jarosław Żukrowski, urodzony 5 września 1979r. we wsi Pidbirci, powiat pustomytowski, Obwód Lwowski. Ukończył prawniczy college (2001), a następnie dziennikarstwo (2003) i prawo (2005) na Narodowym Uniwersytecie Lwowskim im. Iwana Franki, a także Krajową Szkołę Sędziów Ukrainy (2013). W latach 2000-2009 pracował na różnych stanowiskach z zakresu prawoznawstwa we Lwowie. Od roku 2009 asystent sędziego Sądu Konstytucyjnego Ukrainy (urzędnik państwowy piątej rangi).
Zdjęcia: archiwum Jarosława Żukrowskiego, Galinfo